top of page
Zdjęcie autoraZbrodnie Prowincjonalne

Masakra we młynie (Skolimów 1922)


Wymordowana rodzina młynarza, nieprzytomny świadek zajścia, legendarna banda rozbójników, zbiegły więzień, zawistny sąsiad, bankier, który właśnie przyjechał z USA i słynny detektyw na tropie, a to wszystko w scenerii międzywojennego letniska dla warszawskich elit – brzmi jak powieść kryminalna, ale to wszystko prawda.




Był 4 lutego 1922 roku, gdy młynarz Stanisław Regiel, razem ze swoją żoną Marią i najstarszą córką, zamężną już Stefanią Pytlewską. Wysiedli na stacji kolejki wilanowskiej w Skolimowie. Jednak gdy doszli do młyna, od razu przekonali się, że coś jest nie tak. Już z zewnątrz widać było powybijane okna do ich domu. Ale to było nic w porównaniu z tym, co zastali w środku. Pierwsze, co rzucało się w oczy już od progu, to że mieszkanie było doszczętnie zdemolowane. Roztrzaskane meble, rozwłóczona pościel, a na podłodze trupy w kałużach krwi. Reglowie byli przerażeni. Zaczęli biegać po domu, sprawdzać, czy ktoś z ich domowników przeżył.


Jedna noc - dwa napady

Wkrótce okazało się, że młyn nie był jedynym domem w Skolimowie, do którego tej nocy włamali się bandyci. Napadnięto również mieszkańców położonej nieopodal willi "Zofiówka" - należącej do bankiera Flauma, a zajmowanej przez jego brata, którey właśnie powrócił z USA. Bandyci czuli się w posiadłości pośród lasu tak pewnie, że zasugerowali pani domu, by zaprosiła ich na kolację.




Komisarz Kurnatowski na tropie

Sprawę natychmiast przekazano najsłynniejszemu międzywojennemu detektywowi - Ludwikowi Kurnatowskiemu. To między innymi dzięki niemu możemy odtworzyć dzisiaj tamte wydarzenia. Zostały bowiem spisane przez Kurnatowskiego w opowiadaniu "Krwawa noc w Skolimowie". Wkrótce stało się jasne, że w zbrodnię zamieszana jest jedna z najgroźniejszych szajek, jakie grasowały w latach 20. na ziemiach polskich.





Źródła

Comentarios


bottom of page